„…targowałam się z taksówkarzem” – wywiad z Renatą Sieromską

ImagePo raz kolejny nasza sprytna i przebiegła ekipa dziennikarska wzbogacona w fantastyczny wynalazek XXI wieku, dyktafon, postanowiła namierzyć kolejne „ciałko pedagogiczne”, o którym my i nasi uczniowie mogliby dowiedzieć się czegoś więcej niż suchego faktu, że jest to pracownik ZSP. Naszą „ofiarą” stała się sorka Renata Sieromska, nauczyciel języka polskiego, która wyjawiła nam wiele bardzo interesujących tajników swojego życia prywatnego i zawodowego. Przeczytajcie sami.

 

Hobby: poznawanie różnorodności życia
Ulubiona potrawa: a może być czekolada?
Ulubiony kolor: czarny
Największe marzenie: dowiecie się z wywiadu:)
Warto żyć dla: pięknych chwil
Motto życiowe: "Pomartwię się później"
Nie lubię: bezczelności, bylejakości, braku kompetencji
Kocham: dotyk
Chcę: żyć pełnią życia
Intryguje mnie: upływ czasu
Obawiam się: cierpienia
Jestem: zakochana bez pamięci w życiu

 

M.P.: Jak widać, piękne, słoneczne wakacje już za nami. Proszę nam opowiedzieć, jak spędziła Pani wakacyjny czas.
R.S.: Najważniejszym punktem moich wakacji był awans zawodowy, do którego trzeba było się przygotować, ale wakacje to też taki czas, który trzeba poświęcić na wypoczynek. Miałam więc okazję po raz pierwszy być w Bieszczadach, bo zawsze preferowaliśmy Sudety albo Tatry. Niestety bardzo mi się tam nie podobało z racji tego, że są tam malusieńkie miejscowości, tysiące zakrętów na trasie o fatalnej nawierzchni, daleko od ludzi i Boga. Jeżeli ktoś szuka wypoczynku w głuszy, to jest to miejsce idealne dla niego, jednak jeśli się nie potrafi wypoczywać bez ludzi, tak jak to jest w moim przypadku, to zdecydowanie nie polecam. Ponadto zrobiliśmy sobie wycieczkę objazdową po największych muzeach na trasie Radzyń-Poznań, co według Was jest pewnie dziwną formą spędzania czasu wolnego. No i wreszcie byłam dwa tygodnie w Bułgarii, gdzie niestety nie trafiłam na dobrą pogodę i zostałam posądzona o przynależność do narodu izraelskiego, ponieważ targowałam się z taksówkarzem, więc ostatnie pytanie jakie mi zadał brzmiało: „Izrael?”. Dopiero po fakcie dowiedziałam się w hotelu, że nie można tak postępować, ponieważ kierowcy taksówek łatwo wpadają w złość i potrafią specjalnie wywieźć nieświadomego niczego turystę w zupełnie inne miejsce.
A.M.: Jest Pani wychowawcą cudownej młodzieży, a mianowicie klasy 3 la. Proszę nam opowiedzieć coś o swoich podopiecznych. Jak ocenia Pani trzyletnią współpracę z tą klasą? Co sprawiło Pani najwięcej kłopotów na trudnej drodze wychowawczej?
R.S.: Muszę przyznać, że darzę swoją klasę dużą sympatią i czasem zastanawiam się nawet, czy nie pobłażam im w związku z tym w wielu sprawach, w których pewnie należałoby wykazać się większą konsekwencją. Nie sprawiają poważniejszych problemów wychowawczych, więc ogólnie nie mogę narzekać. Uważam także, że pierwszy rok pozwolił nam się dotrzeć. Najwięcej trudności sprawia mi skuteczna walka z nieobecnościami oraz brak ambicji. Marzę o klasie, która byłaby w czołówce intelektualnej szkoły, której zależałoby na własnym rozwoju intelektualnym i kulturowym. W  swojej klasie cenię natomiast wrażliwość na potrzeby otoczenia.
M.P.: Czy łatwo jest być wychowawcą młodzieży maturalnej?mgr Renata Sieromska
R.S.: Nie widzę zbytniej różnicy pomiędzy byciem wychowawcą klasy maturalnej i niematuralnej. Rozpoczęłam właśnie siódmy rok pracy i klasa 3 la jest moją drugą klasą wychowawczą, stojącą przed maturą, nie jest więc to dla mnie nowa sytuacja. Jedyny problem wiąże się tylko z mniejszą ilością czasu na naukę – studniówka i wyjazd do Częstochowy potrafią pochłonąć myśli maturzystów, zabierając ostatnie chwile przed czekającym Ich bardzo ważnym sprawdzianem wiedzy.
A.M.:  Jak już wspomniałyśmy, Pani tegoroczni wychowankowie to maturzyści. Czy Pani zdaniem zostali pokrzywdzeni przez oświatę maturą z matematyki, czy też raczej wyjdzie im to na dobre?
R.S.: Uważam, że jest to niestety jedno z nielicznych dobrodziejstw naszego systemu oświaty i mimo swoich predyspozycji do przedmiotów humanistycznych dostrzegam potrzebę wprowadzeni a matematyki na egzamin maturalny. Wydaje mi się, że w obecnej sytuacji to jedyny sposób na zmobilizowanie uczniów do nauki tego przedmiotu. Jest to może dość drastyczna metoda, bo nie wszyscy są urodzonymi pasjonatami cyferek, niemniej jednak podstawy matematyki – a wierzę, że tylko takie zagadnienia znajdą się na egzaminie – powinny być opanowywane w lepszym stopniu.
M.P.: Realizuje Pani zawód nauczyciela języka polskiego, więc jak się wszyscy domyślamy, Pani hobby jest fascynacja dobrą literaturą. Może zaproponowałaby Pani jakaś miłą lekturkę naszej młodzieży na długie jesienne wieczory?
R.S.: Hm… wbrew pozorom jest to trudne zadanie, ponieważ większość z Was unika czytania książek. Ponadto wątpię, czy pozycje czytelnicze, które mnie obecnie interesują, przypadłyby do gustu osobom w Waszym wieku. Interesujące mnie tematy zmieniają się co jakiś czas. W chwili obecnej stawiam na książki związane z historią sztuki oraz obyczajowości.
A.M.: Na pewno w kilkuletniej karierze nauczyciela spotkała się Pani z zabawnymi sytuacjami na swoich lekcjach. Czy jakiś z tych incydentów utkwił Pani szczególnie w pamięci?
R.S.: Pewnie Was rozczaruję, ale w chwili obecnej raczej nie przypominam sobie żadnej takiej sytuacji, więc mimo iż takie – jak to ujęłyście – incydenty się zdarzały, jakoś żaden z nich nie wpisał się na trwałe do mojej pamięci.
M.P.: Czy zawód nauczyciela był od zawsze Pani marzeniem? Czuje się Pani spełniona w tej profesji?
R.S.: Jest to na pewno zawód, który bardzo lubię, mimo iż niestety nie cieszy się on dobrą opinią wśród społeczeństwa. Początkowo bardzo nad tym faktem ubolewałam, teraz jednakże przyszło mi się z tym pogodzić. W każdym razie ja osobiście bardzo dobrze odnajduję się w tym co robię. Lubię tę profesję, bo każdy dzień jest inny, a nie znoszę stagnacji, bo mogę mieć ciągle kontakt z ludźmi, co również jest dla mnie bardzo ważne. No i bycie nauczycielem obliguje do ciągłej pracy nad sobą oraz nieustannie stawia nowe wyzwania, z którymi uwielbiam się mierzyć.
A.M.: Na co Pani najchętniej wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze?
R.S.: Na pierwszym miejscu na pewno znajdą się książki, a poza tym standard – kosmetyki (szczególnie perfumy), słodycze (jestem uzależniona od ciast i czekolady), dobra kawa i herbata. Jeżeli coś jeszcze mi w kieszeni zostanie, wydaję na drobne przyjemności.
M.P.: Z pewnych źródeł dowiedziałyśmy się, że na nowo podjęła Pani trud studiowania. Czyżby było to spowodowane tęsknotą za pełnym wrażeń życiem studenckim, czy też tylko i wyłącznie celami naukowymi?
R.S.: Studia w trybie zaocznym niestety nie są w stanie zapewnić wszystkich uroków przynależnych studiom stacjonarnym, za którymi przyznam szczerze bardzo tęsknię. Uwielbiam tumult panujący ciągle na uczelni, możliwości rozwoju intelektualnego, które ona oferuje. I chociaż w przypadku podjętych przeze mnie studiów kierowałam się przede wszystkim celami naukowymi, to cieszę się, że mogę przypomnieć sobie atmosferę życia studenckiego i ponownie w niej funkcjonować.
A.M.: Jakie jest Pani największe marzenie?
R.S.: Marzę o posiadaniu ogromnego zakresu wiedzy ze wszystkich interesujących mnie dziedzin. W chwili obecnej ciągle pasjonuje mnie coś nowego, odkrywam kolejne pola zainteresowań i denerwuje mnie fakt, że nie mam czasu na zaspokajanie tego głodu wiedzy. Chciałabym, żeby niebo wyglądało w ten sposób, iż będę miała absolutną wiedzę o przeszłości i znała treść każdej książki, jaka kiedykolwiek się ukazała, czym będę się delektować zajadając moją ukochaną czekoladę Milkę Caramel i słuchając chorałów gregoriańskich. Marzę ponadto o wehikule czasu, którym odbyłabym wiele podróży, a pierwsza z nich byłaby na pewno do kawiarni literackiej z czasów dwudziestolecia międzywojennego, gdzie napawałabym się atmosferą epoki najbardziej mnie fascynującej.
M.P.: Niech Pani sobie wyobrazi, że stoją przed Panią mężczyźni tacy jak: francuski rolnik, barceloński piłkarz, japoński zapaśnik sumo, amerykański niewidomy wiolonczelista i niemiecki kupiec. Z którym z nich na pewno umówiłaby się Pani na randkę i dlaczego?
R.S.: Z zawodnikiem sumo, bo wreszcie nie miałabym wyrzutów sumienia, że pochłaniam tony słodyczy, na czym cierpi moja waga, a mój partner i tak ważyłby więcej ode mnie.
A.P.: Jakie cechy ceni Pani w sobie najbardziej?
R.S.: Te, które są współcześnie niemodne, to jest ponadprzeciętna wrażliwość, chęć pomocy drugiemu człowiekowi i otwartość na jego problemy, podejmowanie syzyfowych wyzwań i ciągłe posiadanie nadziei, że może właśnie tym razem kamyk nie spadnie z wysokiej góry, nieustanna walka ze swoimi licznymi wadami i ich wysoka samoświadomość, codzienne pokonywanie siebie i swoich ograniczeń. To chyba byłoby na tyle…
M.P.: Każdy człowiek ma w życiu chwile, które chciałby przeżyć jeszcze raz. Czy w Pani życiowym kalendarium też występują takie momenty, do których chciałaby Pani cofnąć się jeszcze raz?
R.S.: Oczywiście – do czasów studiów.
A.M.: Czy ma Pani swój zakątek na tej ziemi, magiczne miejsce, w którym chciałaby Pani zamieszkać na zawsze?
R.S.: Na pewno nie będzie to miejsce związane z Radzyniem, gdyż wolę raczej atmosferę dużego miasta. Lubię powracać do Zamościa i Torunia, gdzie na każdym kroku czuje się powiew historii i tam mogłabym zamieszkać na zawsze. Kocham także Szklarską Porębę, do której wracam kiedy tylko mogę.
M.P.: My, młodzież XXI wieku, wkraczając w trudny okres dorosłości poszukujemy autorytetów, na których moglibyśmy się wzorować. Czy według Pani we współczesnym świecie są jeszcze ludzie naprawdę wartościowi i godni zainteresowania młodzieży?
R.S.: Jestem wręcz pewna, że tak jest, uważam że życie bez autorytetów jest życie martwym, pusty, ubogim. Może tylko jest ciężko je odnaleźć w czasach ciągle pojawiających się nowych gwiazdek, w które młodzież jest wpatrzona, a które „świecą” jedynie wtedy, gdy wywołują wokół siebie nowe skandale, zamiast błyszczeć  światłem mądrości. Autorytetem wcale nie musi być ktoś ogólnie znany – one są wśród nas, trzeba tylko uważnie patrzeć, bo ich głos może być cichy jak szept…

Więcej kliknij tutaj