Referat wygłoszony przez dr Agnieszkę Gątarczyk na konferencji naukowej „Wrzesień 1939 i druga wojna światowa na ziemi radzyńskiej” w dniu 4 września 2009 r.
Mniejszość niemiecka była jedną z trzech mniejszości narodowych mieszkających w powiecie radzyńskim do końca drugiej wojny światowej. Jednak w odróżnieniu od mniejszości żydowskiej i ukraińskiej, które wśród Polaków mieszkały od bardzo dawna, można powiedzieć od wieków, mniejszość niemiecka pojawiła się w powiecie dopiero w pierwszej połowie XIX w. a jej napływ był efektem akcji kolonizacyjnej, stąd w literaturze dominuje nazwa „koloniści niemieccy”. Powodem napływu kolonistów niemieckich na ziemie polskie była reforma uwłaszczeniowa w Prusach przeprowadzana etapami w latach 1807 – 1850. W 1807 r. Niemcy zostali uwolnieni z poddaństwa, w 1811 r. zwolniono ich z pańszczyzny i innych ciężarów feudalnych, ale za tę wolność musieli zapłacić oddając właścicielom ziemskim 1/3 lub połowę swoich gruntów. Biedniejsi chłopi, którzy nie mogli się utrzymać z pracy na roli, zwłaszcza po zniesieniu serwitutu leśnego i pastwiskowego, narażeni byli na rugi. W wyniku takich przepisów prawnych na wsi niemieckiej pozostali bogaci i średnio zamożni chłopi, natomiast biedota, korzystając z wysokich cen ziemi, sprzedawała resztkę swoich gospodarstw i emigrowała.
Ziemie polskie znalazły się w kręgu zainteresowań ludności niemieckiej ze względu na sprzyjającą politykę władz i prawodawstwo od czasów Rzeczypospolitej szlacheckiej aż po czasy rozbiorów. Na terenach Królestwa Polskiego dekretem z 2 marca 1816 r. koloniści niemieccy zostali zwolnieni na 6 lat od ciężarów i opłat oraz zagwarantowano im możliwość powrotu do kraju w każdej chwili. W zależności od posiadanego majątku podzieleni zostali na 2 grupy. Bogatsi otrzymywali grunt z pustek od 1,5 do 3 włók ziemi z zabudowaniami, natomiast biedniejsi – od 2 do 4 morgów ziemi. Tylko bogatych Niemców osiedlano na ziemiach wymagających przygotowania do uprawy, gdzie wymagany był karczunek lasów czy osuszanie gruntu. Otrzymywali wtedy do 4 włók ziemi oraz okres wolnizny na 12 lat. Grunty zasiedlane przez nich miały charakter dzierżawy wieczysto-czynszowej na 25-28 lat.
Na Lubelszczyźnie koloniści niemieccy mieszkali przeważnie w dobrach prywatnych (wyjątkiem jest tu powiat łukowski, gdzie zostali osadzeni w dobrach rządowych). Pierwsze kolonie powstały w ordynacji zamojskiej, następnie w powiecie garwolińskim, potem stopniowo w innych. Według Wiesława Śladkowskiego w 1862 r. około 6 000 kolonistów niemieckich mieszkało w 1 100 osadach na terenie guberni lubelskiej. Natomiast w guberni siedleckiej zgrupowani byli w obwodach łukowskim i siedleckim, słabiej w radzyńskim.
W powiecie radzyńskim w 1842 r. znajdowało się tylko 38 gospodarstw kolonistów niemieckich, które łącznie posiadały dość duży obszar, bo 2 405 morgów. Nowe kolonie powstały w 1844 r. za sprawą właściciela dóbr Siemień, Seweryna Biernackiego. Sprowadził on 1 700 kolonistów – czynszowników z Prus i północno- zachodnich części Królestwa Polskiego i osadził ich w Juliopolu, Sewerynówce, Amelinie, Antonówce i Wólce Siemieńskiej. W pierwszych latach warunki życia kolonistów niemieckich były trudne, ponieważ otrzymywali gorsze grunty, porosłe lasem czy podmokłe. Często na początku mieszkali w ziemiankach, a dopiero po wykarczowaniu lasu i osuszeniu bagien, gdy uprawa zaczynała przynosić dochody, wznosili zabudowania na własny koszt. W wyniku tej niestety rabunkowej gospodarki już w 1847 r., czyli po pięciu latach ich działalności, zniknął 500-morgowy obszar łąk i lasów. Taki proceder był korzystny dla właścicieli majątków, ponieważ zwiększał areał uprawny.
Wydarzeniem, które znacznie wpłynęło na pozycję kolonistów niemieckich w Królestwie Polskim było uwłaszczenie chłopów. Pod warunkiem przyjęcia poddaństwa rosyjskiego, co uczynili, stali się właścicielami dzierżawionych dotąd gruntów. Swoją wdzięczność okazali zaborcy podczas polskich powstań narodowych zawsze zajmując stronę zaborczych rządów. Jawnie występowali przeciwko Polakom, służyli Rosjanom jako informatorzy i wywiadowcy, chwytali powstańców, a niekiedy współdziałali z bronią w ręku. Z kolei właściciele ziemscy po uwłaszczeniu pozbawieni znacznej części ziemi i darmowej pracy chłopów zaczęli ponownie sprowadzać kolonistów niemieckich, chcąc pozyskać dodatkowe morgi pod uprawę poprzez m. in. karczunek lasów. Jednak na dłuższą metę taka polityka rolna okazywała się katastrofalna, ponieważ grunty poleśne były słabo urodzajne, 5 i 6 klasy, i nie dość, że znikały stare lasy to plony uzyskiwano małe.
W powiecie radzyńskim kolonizacja po 1864 r. przebiegała bardzo wolno. Powstały tylko dwie nowe kolonie – w 1892 r. w Cichostowie i w 1898 r. w Okalewie. Liczba kolonistów niemieckich stopniowo zwiększała się w wyniku głównie przyrostu naturalnego i wynosiła w 1881 r. – 318 osób (0,95%), w 1897 r. – 1034 (1,2%) i w 1910 r. – 1339 (1,4%). Przez ten okres nie rozwinęły się stosunki sąsiedzkie polsko – niemieckie. Niemcy izolowali się, rozwijali kontakty w obrębie własnej grupy a sprzyjało temu wyznanie ewangelickie i szkolnictwo prowadzone przez kantorów. Tak więc, pomimo propagandy sianej przez państwo niemieckie o zbawiennym cywilizacyjnym wpływie i wyższości kolonistów, w praktyce nie wywarli oni większego wpływu na miejscową ludność. Tak więc proces polonizacji następował w powiecie radzyńskim bardzo wolno, tym bardziej, że kolonie te nie były tak stare, jak np. w ordynacji zamojskiej, gdzie koloniści sprowadzeni w XVIII w. pod koniec XIX byli już spolonizowani.
Ciekawą rzeczą jest fakt, że Henryk Wiercieński analizując obszary zajęte przez kolonistów niemieckich, a więc: wzdłuż Wisły i jej dopływów Narwi, Bugu i Wieprza, także wzdłuż Pilicy przez Konin, Koło i Łódź oraz północne tereny Królestwa Polskiego wysunął tezę o celowym, politycznym, tworzeniu przyczółków i posterunków przez Niemców. Taki układ był dla niego dziełem „umiejętnej ręki” tworzącej obóz oszańcowy. Teza ta została oficjalnie została odrzucona przez polskich publicystów i historyków tłumaczących jej zwolenników przynależnością do Narodowej Demokracji.
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. koloniści niemieccy stali się obywatelami państwa polskiego. Wielu powróciło do swoich gospodarstw w ramach repatriacji z Rosji, gdzie zostali deportowani w 1915 r. Według pierwszego spisu ludności z 30 listopada 1921 r. w powiecie radzyńskim zamieszkiwało 751 osób wyznania ewangelickiego, z czego tylko 469 osób uważało siebie za Niemców, co by mogło przemawiać za polonizacją kolonistów osadzonych tutaj w 1844 r., w przeciwieństwie do Niemców z Cichostowa (1892) i Okalewa ( 1898), którzy nie zatracili tożsamości narodowej. W pierwszym 10-leciu niepodległości koloniści nie przejawiali większego ożywienia w dziedzinie społecznej, kulturalnej czy politycznej. Nie powstawały żadne organizacje. Życie społeczne kolonistów skupiało się głównie wokół spraw parafii ewangelickiej danej gminy. Relacje sąsiedzkie polsko – niemieckie były bardzo poprawne, ale chłodne. Sytuacja ekonomiczna ludności niemieckiej nie była lepsza od polskiej. Gospodarstwa kolonistów były niewielkie i nie przynosiły wystarczających dochodów, stąd większość Niemców zajmowała się dodatkowo rzemiosłem, głównie stolarstwem. W opinii sąsiadów Polaków była to ludność biedna. Zdarzało się, że pracowali zarobkowo u gospodarzy polskich. Zmiany postaw i zachowań kolonistów niemieckich w powiecie radzyńskim nie zaobserwowano też po roku 1933, kiedy w Niemczech Hitler
doszedł do władzy, w przeciwieństwie do powiatów, gdzie ludność ta stanowiła spory procent ludności (węgrowski – 3,2%, garwoliński – 1,8%, włodawski – 4,0%).
Hasła nacjonalistyczne i odwołujące się do ideologii hitlerowskiej jako pierwsi zaczęli propagować już w 1933 r. niemieccy kantorzy. Rozpoczęły wzmożoną działalność dwie duże organizacje niemieckie, mianowicie Niemiecki Związek Ludowy (Deutcher Volksverband in Polen – DVV) oraz faszyzująca i nawołująca do zachowania kultury i ducha niemieckiego Partia Młodoniemiecka w Polsce (Jungdeutsche Partiej für Polen – JDP). Wzywano do bojkotowania w szkołach nauki języka polskiego i historii Polski. Propagowano hasła „W każdym domu niemieckiego kolonisty dobra niemiecka książka”. Wywierano presję na nie zrzeszonych kolonistów, aby wstępowali głosząc, że „kto nie zapisze się, przestaje być Niemcem i będzie uważany za Polaka”. Rozpoczęto akcję werbowania robotników niemieckich na roboty sezonowe, które miały na celu przemyt przedpoborowych na przeszkolenie wojskowe do Rzeszy.
Pomimo konspiracyjnego charakteru działania udało się władzom województwa lubelskiego ustalić na koniec 1938 r. istnienie łącznie 34 komórek Niemieckiego Związku Ludowego i 1 – Partii Młodoniemieckiej. Z pewnością w 1934 r. komórka Niemieckiego Związku Ludowego powstała we wsi Zawada w powiecie lubartowskim (13 członków). Niestety, dla powiatu radzyńskiego z okresu międzywojennego nie ma danych dotyczących powyższych zagadnień. Ale świadczy to tylko i wyłącznie o skuteczności konspiracji, co potwierdzają wyrywkowe dane. Otóż:
• przedstawiciele z powiatu radzyńskiego wzięli udział w kursie kulturalno-oświatowym w Podolu Nowym zorganizowanym przez Partię Młodoniemiecką już w 1936 r.
• akcję werbunkową do pracy w III Rzeszy prowadził kantor z kolonii Juliopol w gminie Siemień – Rudolf Rechert, w wyniku której łącznie 44 kolonistów wyjechało do Rzeszy, w tym jeden z powiatu radzyńskiego
• z pewnością agitację prowadził kantor ze szkoły w Cichostwie, który po wybuchu wojny sygnałami dawanymi lusterkiem wskazywał Luftwafe miejsca do bombardowania.
Stanisław Jarmuł podaje, że w latach trzydziestych uaktywnił się w powiecie radzyńskim Niemiecki Związek Ludowy i agenci niemieckiego wywiadu pod przykrywką związku przyjeżdżali na Lubelszczyznę jako turyści i przygotowywali niemieckich kolonistów do udziału w przyszłej wojnie z Polską. Trudno tą informację potwierdzić w źródłach, ale z pewnością podana przez autora liczba ok. 4000 tys. kolonistów w powiecie radzyńskim wydaje się przesadzona. Dane przytoczone przez Katarzynę Wójcik dla kantoratów i wsi należących do gminy Lublin po 1939 r., czyli wsi powiatu radzyńskiego oraz wsi Zawada wskazują na liczbę 1183 kolonistów. Za istnieniem komórki Partii Młodoniemieckiej może przemawiać to , że nie tylko koloniści z powiatu brali udział w zjeździe już w 1936 r., ale również fakt, że zaraz po wybuchu wojny wszyscy Niemcy z Cichostowa i Okalewa zaczęli nosić broń. Było to zgodne z wydanym w ostatnich dniach sierpnia 1939 r. przez zarząd główny tej partii zaleceniem nabycia broni palnej, drogą legalną lub nielegalną, która miała być przechowywana u Niemców nie podejrzewanych o antypaństwową działalność oraz z zastrzeżeniem trzymania broni w pełnej gotowości bojowej.
Poparcie kolonistów dla polityki III Rzeszy spowodowało, że niemiecka Abwehra dysponowała już przed wybuchem wojny na terenach wschodnich siatką szpiegów wywodzących się nie tylko z grupy niemieckiej, ale też z ukraińskich nacjonalistów, popierających nazizm z powodu upowszechniania tezy o planach Hitlera co do utworzenia niepodległej Ukrainy. Tworzyli oni tzw. V kolumnę, która uaktywniła się w momencie agresji Niemiec na Polskę. Doskonale rozeznani w terenie i uzbrojeni, świetnie orientujący się w sytuacji społecznej i politycznej, koloniści rozpoczęli akcje sabotażowe, w postaci wzniecania pożarów czy ułatwiania bombardowań przez Luftwaffe. S. Jarmuł podaje, że już w lipcu 1939 r. tutejsi współpracownicy Abwehry otrzymali zadanie zniszczenia linii kolejowych na terenie Lubelszczyzny: Łuków – Lublin i Chełm – Lublin oraz innych połączeń kolejowych. W utworzonym przez Hitlera już 12 października 1939 r. Generalnym Gubernatorstwie administracja niemiecka miała za zadanie dokonać regermanizacji osadników niemieckich oraz Polaków, których nazwiska zakwalifikowano jako wywodzące się z języka niemieckiego. W powiecie radzyńskim takiej potrzeby nie było, ponieważ w wyniku działalności kantorów ewangelickich w okresie międzywojennym świadomość tożsamości narodowej była bardzo wysoka.
Na terenie powiatu radzyńskiego przebywała tylko jedna obywatelka niemiecka. Była to Karolina Knakksztedt pochodząca z miasta Heldeschejm w Niemczech. Przyjechała do Suchowoli w dniu 31 października 1918 r. i pracowała jako bona i nauczycielka języka niemieckiego w domu właścicieli dóbr Seweryna i Zofii Czetwertyńskich. Karolina Knakksztedt po wypełnieniu swoich obowiązków pozostała w Suchowoli. Bardzo zżyła się z rodziną chlebodawców, a szczególnie z dziećmi, i była traktowana jak jej członek a także szanowana przez miejscową ludność. Chcąc wspomóc społeczność lokalną uczyła dzieci wiejskie religii i przygotowywała je do pierwszej komunii świętej. Po wybuchu wojny i wkroczeniu wojsk niemieckich do Suchowoli, oficerowie niemieccy niezwykle oburzeni tym faktem nakazali jej natychmiastowy wyjazd do Niemiec. Tak też z przymusu uczyniła, ale więzi z Czetwertyńskimi okazały się silniejsze i po zakończeniu wojny i odnalezieniu się we Francji Karla Knakksztedt do śmierci mieszkała razem z nimi. W okresie okupacji w powiecie radzyńskim Niemcy czuli się bardzo pewnie. W wyniku propagandy niemieckiej wierzyli, że każdy Polak ośmielający się targnąć na życie Niemca stanie przed groźbą ciężkiej kary. Można śmiało twierdzić, że relacje sąsiedzkie zniknęły.
Starsi mieszkańcy zgodnie wspominają, że Polacy, którzy przed wojną żyli z Niemcami w zgodzie, po jej wybuchu nie doświadczyli z ich strony okrucieństwa. Jednak nie oznaczało to poprawnych stosunków. Postrach wzbudzało dokonanie przez kolonistów kilku rozstrzelań gospodarzy z Cichostowa. Brak wiedzy na temat powodów tej zbrodni i fakt, że ofiary były sąsiadami oprawców, sprawił, że polska ludność nie buntowała się, by nie pogorszyć swojego losu. Koloniści niemieccy, czując swoją władzę, zaczęli wykorzystywać Polaków do własnych potrzeb, np. do pracy we własnych gospodarstwach. Najczęściej jednak żądali furmanek z zaprzęgiem, by jeździć na stację kolejową do Bedlna i przywozić stamtąd „łupy wojenne”. Niemcy bardzo często korzystali z takiej możliwości dokonywania grabieży czy szmuglu, ponieważ tędy przesyłano na wschód transporty żywnościowe jak i odsyłano dalej obowiązkowe kontyngenty. Życie mieszkańców wsi pod ciągłą obserwacją nie było łatwe. Utrudniały to jeszcze różnego rodzaju zakazy wprowadzone dla Polaków w Generalnym Gubernatorstwie, w tym szczególnie zakaz uboju świń bez zezwolenia. Bywało, że przyłapanym przez kolonistów Polakom na nielegalnym świniobiciu grożono doniesieniem na gestapo, ale na szczęście udawało się sprawę załagodzić. Zdarzały się również jawne kradzieże w polskich domach w obecności właścicieli Polaków, którzy patrzyli na to bezradni, ale przypadki takie nie były zbyt częste. Swoją agresję koloniści skierowali przeciwko ludności żydowskiej. Mieszkające tu trzy rodziny żydowskie były ukrywane przez mieszkańców, natomiast bazą wypadową dla Niemców z Cichostowa i Okalewa stał się Parczew. Rabowanie, wyłudzanie łapówek w ramach wykupu i wreszcie zabijanie ograbionych już ze wszystkiego Żydów, do momentu wywiezienia ich do obozów zagłady było łatwym sposobem wzbogacenia się.
Najbardziej znanym kolonistą niemieckim, który zyskał miano kata Południowego Podlasia był Adolf Dykow. Pochodził z Okalewa, ale w czasie wojny przeniósł się do Wohynia a potem do Radzynia. Jego ojciec był Ukraińcem a matka Niemką z rodziny kolonistów. Służbę wojskową odbył w Wojsku Polskim, gdzie otrzymał stopień podoficerski. Przed wojną był stolarzem tak jak większość kolonistów. Po wkroczeniu Wehrmachtu rozpoczął jawną współpracę z gestapo, a o jego przynależności do V kolumny może świadczyć to, że od początku jego współpracy z Niemcami następowały liczne aresztowania. Swoją działalność rozpoczął od skazania na śmierć 5 sąsiadów z którymi się wychowywał. Jak podaje Stanisław Jarmuł liczba aresztowanych i zamordowanych przez Dykowa Polaków, jaką ustaliły sądy Polski Podziemnej, dochodzi prawie do 400, a Żydów do około 1000. Do dzisiaj najstarsi ludzie z Cichostowa wspominają, że w czasie wojny Dykow przed śniadaniem musiał zabić 30 Żydów. Takie legendy potęgowały strach. Dykow dysponował własną rozbudowaną siecią swoich konfidentów. Organizował różnego rodzaju działalność prowokacyjną, np. zorganizował jesienią 1943 r. z grupy Ukraińców stacjonujących w Jabłoniu oddział rzekomych partyzantów, na szczęście dość szybko rozszyfrowany przez wywiad Batalionów Chłopskich. Jego najokrutniejszą zbrodnią było wymordowanie 26 maja 1943 r. rodziny Pawlinów z Płudów w ramach zastosowania zbiorowej odpowiedzialności za partyzancką działalność Bronisława Pawliny ps. Śmiech. Bestialskiej egzekucji dokonano o czwartej rano na 3 kobietach, w tym jednej w 9 m-cu ciąży i 3 dzieciach w wieku – 5 lat, 1,5 roku i 1 rok. W domu Pawlinów przebywał w tym czasie kurier Radzyńskiej Komendy Obwodu AK J. Piekarski z Branicy Radzyńskiej, który popełnił samobójstwo, by nie oddać się w ręce gestapo. Wielokrotnie podziemie Armii Krajowej działające bardzo aktywnie w powiecie radzyńskim starało się wykonać na Dykowie wyrok śmierci. Jednak fakt, że zawsze poruszał się w obstawie i często zmieniał trasy przejazdów to utrudniały. Jednak po zbrodni w Płudach, biorąc pod uwagę różne warianty, przeciwności i okoliczności, opracowano bardzo dokładny plan, który udało się zrealizować 30 października 1943 r. Ciało Dykowa zostało oblane benzyną i spalone w taki sposób, by twarz ocalała i Niemcy mogli go zidentyfikować. Zaakcentuje tu jedynie, że rodzimy ruch oporu wykonał wyrok śmierci nie tylko na Adolfie Dykowie, ale również wielu na Polakach, którzy kontaktowali się z kolonistami niemieckimi, podejrzewając ich o współpracę.
Sytuacja kolonistów zmieniła się w momencie klęski armii niemieckiej na froncie wschodnim. Już w trakcie ofensywy Armii Czerwonej koloniści niemieccy otrzymali od władz niemieckich nakaz opuszczenia swych gospodarstw i wyjazdu do III Rzeszy. Do pomocy w ewakuacji znowu zostali zobowiązani Polacy, którzy na własnych furmankach musieli przewieźć dobytek Niemców na stację kolejową w Bezwoli. Tak więc w momencie wkraczania wojsk radzieckich na teren powiatu radzyńskiego w 1944 r. kolonistów niemieckich już nie było. W tym kontekście popularne dziś w Niemczech słowo „wypędzeni” brzmi raczej nieadekwatnie.
Po kolonistach w powiecie radzyńskim pozostało 209 gospodarstw zajmujących 1033 ha ziemi, które zgodnie z decyzją „wyzwolicieli”, czyli organów radzieckich uległy przepadkowi na rzecz państwa i zostały przeznaczone dla polskich repatriantów lub uchodźców ze wschodu. Po zakończeniu wojny do Cichostowa wróciło dwóch kolonistów do swoich domów. Jeden z nich przyjechał z żoną Polką i dwójką dzieci. Należeli oni do tych Niemców, którzy przynajmniej jawnie nie represjonowali Polaków. Jednak pamięć o zbrodniach i duch zemsty, dokonany w majestacie wyroku wydanego przez podziemny sąd polski, sprawił, że po kilku dniach obaj zostali rozstrzelani przez polskich partyzantów.
Reasumując należy stwierdzić, że stosunkowo krótka, bo równo 100-letnia (1844 – 1944) obecność kolonistów niemieckich wśród mieszkańców kilku zaledwie miejscowości powiatu radzyńskiego nie wywarła większego znaczenia jeżeli chodzi o relacje społeczne, kulturalne czy ekonomiczne. Poprawne sąsiedzkie stosunki przyćmiły wydarzenia drugiej wojny światowej, w czasie której koloniści niemieccy szybko uznali, że są „rasą panów” mających prawo życia i śmierci wobec swoich sąsiadów. Ich okrucieństwo spowodowało, że powrót kolonistów niemieckich po wojnie i odbudowa sąsiedzkich relacji stały się niemożliwe.
Wybrana literatura:
S. Jarmuł, Radzyński Obwód Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej 1939 – 1944, Biała Podlaska 2000.
W. Śladkowski, Kolonizacja niemiecka w południowo – wschodniej części Królestwa Polskiego w latach 1815 – 1915, Lublin 1969.
K. Wójcik, Mniejszość niemiecka na Lubelszczyźnie w latach 1915 – 1939, Chełm 2008.