„Wszystko ma swój właściwy czas”

Image„Wszystko ma swój właściwy czas”, czyli wywiad z Panem Mieczysławem Zającem- zapalonym matematykiem i urodzonym optymistą. Nieodłącznymi cechami tego człowieka są: zaraźliwy optymizm, uśmiech  i niezwykła punktualność. W klasie znaleźć możemy Go już przed dzwonkiem. A dlaczego? Kocha to co robi, a Jego zapał udziela  się także nam – za to Go podziwiamy!

 

Hobby: historia, fotografia
Ulubiona potrawa: zupa ogórkowa
Ulubiony kolor: beżowy, brązowy
Największe marzenie: już spełnione
Warto żyć dla: bliskich i rodziny
Nie lubię: nie lubię jak ktoś mi wmawia nieprawdę
Kocham: najbliższych i uczyć matematyki
Chcę: niewiele…być potrzebnym najbliższym i w szkole
Intryguje mnie: niezdolność niektórych do poprawy swojego postępowania
Obawiam się: nie obawiam się niczego. Pan Bóg czuwa nade mną 
Preferuję: obowiązkowość, rzetelne wykonywanie swoich obowiązków i dotrzymywanie słowa

J.Cz.: Jest Pan nauczycielem matematyki. Dlaczego wybrał Pan właśnie taką profesję ?mgr Mieczysław Zając
M.Z.: Początek miał miejsce w liceum ogólnokształcącym w Kielcach, do którego chodziłem. Wydawało mi się wtedy, patrząc z pozycji ucznia na pracę nauczyciela, że to taki łatwy i przyjemny zawód. Dzisiaj już tak nie myślę. Mimo to jestem zadowolony z tego wyboru. Studiowałem matematykę, bo nauka tego przedmiotu nigdy nie sprawiała mi trudności, wręcz odwrotnie,  matematyka wciągała mnie, gdy odkrywałem jej wszechobecność, znaczenie i zastosowanie.
K.G.: Co sądzi Pan na temat wprowadzenia obowiązkowej matury z matematyki? Czy według Pana to dobry pomysł?
M.Z.: Wprowadzenie matury z matematyki stało się koniecznością, jak wykazały niedawno wyższe uczelnie, szczególnie techniczne. Bez znajomości matematyki elementarnej jako społeczeństwo stajemy się upośledzeni. Chociażby z tych dwóch powodów wydaje mi się, że to dobry pomysł. Nie wspomnę już o aspektach kształcących i wychowawczych matematyki w życiu człowieka. Chcę dodać, że wymagania egzaminacyjne na poziomie podstawowym umożliwiają zdanie egzaminu pod warunkiem, że poświęcimy trochę czasu temu przedmiotowi – co potwierdzają moje redaktorki.
J.Cz.: Jak wspomina Pan dzieciństwo i czasy studiów?
M.Z.: Takie czasy wspomina się jak najmilej,  szczególnie okres studiów, kiedy bardzo dużo czasu poświęcałem na naukę. Będąc w dużym mieście, aglomeracji katowickiej, obserwowałem szczególnie życie sportowe – dokładnie piłkę nożną i boks.
K.G.: Jak z Pana perspektywy zmienia się szkoła i uczniowie, którzy do niej uczęszczają, na przestrzeni 20-30 lat?
M.Z.: Szkoła unowocześnia się  np. dzisiejsze wyposażenie i materiały dydaktyczne, rosną możliwości kształcenia oraz rozwoju uczniów. Wydaje mi się, że w przeszłości autorytet nauczyciela i rodziców był większy. Uczniów obowiązywał ubiór szkolny. Obecnie uczniowie mają więcej praw i przywilejów. Prawdopodobnie teraz mniejsza liczba osób chce się przykładać do nauki, bo ma inne możliwości ciekawych i atrakcyjnych zajęć, których przedtem nie było.
J.Cz.: Szerzącym się zjawiskiem są ciąże uczennic. Co sądzi Pan o ich odpowiedzialności, przyszłości i perspektywach?
M.Z.: Ciąże uczennic zdarzały się w szkole i wcześniej – nie tylko teraz. W porządku naturalnym wszystko ma swój czas właściwy. Jest czas siania, wzrastania, owocowania itd. Jeśli ten porządek zakłócimy, to sami stwarzamy sobie komplikacje. Inaczej mówiąc, lepiej gdy postępowanie jest odpowiednie do wieku. Pytacie o odpowiedzialność i perspektywy – jeśli uczennica jest odpowiedzialna, przyjmuje konsekwencje swoich czynów i decyduje się urodzić dziecko. Jeżeli wspiera ją rodzina, to sądzę że razem podołają wszelkim trudnościom. Szkoła, jak wiecie, sprzyja uczennicom i umożliwia im kontynuację  nauki w takich wypadkach.
K.G.: Plagą szerzącą się wśród uczniów jest także nawyk ściągania. Co sądzi Pan o uczniach, którzy korzystają z niedozwolonych pomocy? Jak tępi Pan ten rodzaj ‘’wspomagaczy’’?
M.Z.: Ściąganie to tak naprawdę działanie na swoją niekorzyść, potwierdza, że uczniowi nie chce się zdobywać nowych wiadomości i umiejętności. Oznacza regres w rozwoju. Ponadto ściągający wykorzystują czyjąś pracę i własność intelektualną. Jestem przeciwny temu zjawisku – staram się mu zapobiegać. Podczas prac pisemnych czy przy sprawdzaniu prac domowych wyczuwam, co było robione samodzielnie, a co nie i biorę to pod uwagę przy ocenianiu.
J.Cz: Niedawno wprowadzona zakaz palenia w miejscach publicznych. Czy według Pana będzie to miało istotny wpływ na szkolnych palaczy?
M.Z.: W budynku starają się nie palić czy nie palą w ogóle – dokładnie  nie wiem. Wychodzą na zewnątrz, jak wszyscy widzimy, w boczną uliczkę i marzną. Żal mi uczniów, którzy już w tym wieku są nałogowcami. Prawo jest prawem i trzeba go przestrzegać.
K.G.: Jest Pan bardzo miłą, żywiołową i optymistycznie nastawioną osobą. Skąd ta wewnętrzna siła?
M.Z.: Poczucia humoru nauczył mnie mój ojciec. Ogólnie jestem optymistycznie nastawiony do życia – stąd może takie podejście.
J.Cz.: Co sądzi Pan o możliwości zdobywaniu prawa jazdy zaraz po wejściu w dorosłość? Jak było w Pana przypadku? Kiedy  Pan zdobył swoją „licencję kierowcy”?
M.Z.: Nie widzę żadnych przeciwwskazań. Podoba mi się projekt, według którego w początkowym okresie młody kierowca powinien mieć opiekuna i jeździć pod okiem doświadczonego kierowcy. To by w wielu przypadkach uniemożliwiało młodym rozbijanie się po drogach. Ja robiłem prawo jazdy, gdy rozpocząłem pracę w Radzyniu, chyba w 1971 roku. Kurs był organizowany w szkole dla dorosłych, wśród których było bardzo dużo nauczycieli. Egzamin wyglądał prościej. Nie miałem jeszcze wtedy swojego samochodu – dopiero za kilka lat go zdobyłem .
K.G.: Czy pamięta Pan swoją pierwszą miłość? W jakich okolicznościach Pan Ją poznał i jak rozwijało się to uczucie?
M.Z.: Oczywiście, że pamiętam – chodziliśmy razem do szkoły podstawowej, pochodziliśmy z tej samej miejscowości i utrzymywaliśmy kontakty przez okres nauki w szkole średniej. Co prawda uczyliśmy się z dala od siebie, ale spotykaliśmy się w wakacje i ferie szkolne. Na początku moich studiów kontakty ustały.
J.Cz.: Z pewnością pamięta Pan trudne czasy w Polsce tak jak stan wojenny czy sprzedaż żywności na kartki. Jak je Pan wspomina?
M.Z.: Pamiętam powszechny brak podstawowych towarów – produktów spożywczych i przemysłowych, który był szczególnie uciążliwy, gdy mieliśmy małe dzieci. Mimo to wspominam te czasy z sentymentem, bo było się wtedy młodym, jednocześnie można było wykazać się zaradnością i odpowiedzialnością za rodzinę. Jeżeli już się coś „upolowało”, cieszyło to nas ogromnie.
K.G.: Dziękujemy bardzo za udział w wywiadzie i poświęcony nam czas. Życzymy jednocześnie wielu sukcesów na polu zawodowym, a także w życiu osobistym.
M.Z.: Dziękuję.

Więcej kliknij tutaj